Testy rowerów

Indiana E-Cross

Ostatnimi czasy miałem okazję testować Indianę E-Cross, czyli elektryczną (a może i elektryzującą?) propozycję roweru tego producenta. Choć wnioski zawrę w podsumowaniu, to już w tym miejscu mogę przyznać, że jest to dobry sprzęt w rozsądnej cenie.

Rower elektryczny Indiana E-Cross

Test powstał przy współpracy z marką Indiana.

Nie pamiętam już, kiedy rower, którym jeździłem, tak interesował przechodniów. Zagadywano mnie w każdej możliwej sytuacji, głównie w oczekiwaniu na zielone światło. Rower pozostawiony przed lokalem niejednokrotnie był oglądany z każdej strony. Fakt, w Polsce nie spotykamy e-crossów codziennie. A rower może się podobać. Rama ma fajny kształt, z jednej strony nadając rowerowi charakteru, ale z drugiej, nie jest zbyt fantazyjna. Intryguje, ale nie dziwi. Pomalowano ją matowym, czarnym lakierem, co nadaje całości smaku. W dolnej części ramy częściowo schowany jest akumulator litowo-jonowy o napięciu 36V i pojemności 8,8 Ah, który waży 2,7 kg. Baterię dostarczyła polska firma EcoBike.

Brakuje tu jednej rzeczy, doskonale znanej każdemu rowerzyście – otworów pod koszyczek na bidon. Na dolnej rurze jest akumulator, więc to miejsce z oczywistych względów odpada. Można pomyśleć o montażu na pionowej rurce, ale z montażem poradzić należy sobie samodzielnie.

Dopuszczalne obciążenie roweru podane przez producenta to 120 kilogramów. 19-calowa rama pasowała wyśmienicie na moje 175 cm wzrostu. Silnik o mocy 250 W umieszczono w tylnym kole. Zaczyna wspomagać jazdę, tylko gdy wykonamy 3/4 obrotu korbą. Moc przekładana jest dość płynnie, nie mamy do czynienia z szarpaniem czy wgniataniem w siodełko. Przy spokojnej jeździe zalecam przełączyć się w tryb MED, ponieważ HIGH wspiera jazdę już naprawdę mocno.

A jeśli już mówimy o trybach wspomagania… Na kierownicy zamontowano panel, za którego pośrednictwem włącza się wspomaganie i przełącza między trybami. Znajduje się tu też czterodiodowy wyświetlacz, informujący o stanie naładowania akumulatora. Najsłabszy tryb LOW wspomaga do 5 km/h i nadaje się tylko jako pomoc przy ruszaniu, potem silnik przestaje praktycznie pracować. W trybie MED silnik wspiera jazdę do ok. 15 km/h i jest to tryb do jazdy codziennej, bez „szaleństw”. Natomiast w trybie HIGH, silnik „kręci” do około 25 km/h. Choć powiem Wam, że nie wyłącza się on tak szybko, jak w wielu innych rowerach elektrycznych i wspomaga jazdę przy ciut większej prędkości. Z najmocniejszym trybem wspomagania trzeba się chwilkę oswoić, ale potem daje najwięcej przyjemności z jazdy. Podczas testów najczęściej jeździłem właśnie w trybie HIGH. W przypadku jazdy pod górkę, na maksymalnym trybie wspomagania do pewnej prędkości jedzie się praktycznie bez wysiłku, rower chętnie przyspiesza i podjeżdża pod wzniesienia. Na średnim trybie też jeździ się przyjemnie.

Rower elektryczny Indiana E-Cross

Ciekawym rozwiązaniem jest dostępne wspomaganie prowadzenia roweru – aby je uaktywnić, trzeba trzymać wciśnięty przycisk „6 km/h”. To średnia prędkość marszu człowieka – idealnie!

Jak się mają sprawy z zasięgiem E-Crossa? Indiana podaje, że na jednym ładowaniu, które zajmuje około 5 godzin, przejedziemy od 40 do 60 kilometrów. Mi udało się przejechać 50 kilometrów, przez 75% czasu jadąc z najmocniejszym wspomaganiem, czyli jest dobrze! Jadąc na trybie „MED” byłbym spokojny o pokonanie bariery 60 kilometrów. Jeżeli zajdzie potrzeba uzyskania większego zasięgu, albo po prostu drugiego akumulatora, aby jeździć na nich zamiennie, bez problemu można dokupić taki o większej pojemności.

Klamkę przedniego hamulca połączono z odcięciem pracy silnika. Wystarczy wcisnąć klamkę hamulca lekko, by ten przestał działać. Znacznie podnosi to bezpieczeństwo podczas jazdy. W klamkę wmontowano również dzwonek – wszystko mamy zatem pod ręką. Świetnie zaplanowane!

Uprzedzam pytania, które się pojawiają bardzo często – co, kiedy wyczerpie się akumulator? Oczywiście można nim dojechać do domu bez napędu silnika, choć nie jest to łatwe. Rower warzy sporo, bo ponad 22 kilogramy, więc lekko nie będzie. Nie ma jednak co się przejmować, bo kiedy rowery opakowane sakwami ważą więcej. Najlepiej po prostu pilnować zasięgu i wyznaczać trasy, które nie są dłuższe, niż wspomniany zasięg 60 kilometrów.

O napędzie nie trzeba dużo mówić. Działa sprawnie, nie ma się do czego przyczepić. Z przodu mamy jednorzędową korbę Prowheel Ounce z tarczą o 48 zębach z osłoną łańcucha. Z tyłu zamontowano 7. rzędowy wolnobieg Shimano z zakresem 14-28 i przerzutka Shimano Altus. Taki dobór zębatek pozwoli rozpędzić E-Crossa do 35-40 kilometrów na godzinę. Niestety trochę słabiej jest na najlżejszym przełożeniu. To znaczy póki silnik działa – wszystko jest w porządku, spokojnie wjedziecie pod każdą górkę. Ale po wyczerpaniu się akumulatora, przełożenie 48/28 wystarczy jedynie na niewielkie wzniesienia. Wracamy więc do punktu wyjścia – pilnujemy poziomu naładowania.

Rower elektryczny Indiana E-Cross

Rower wyposażono w mechaniczne, tarczowe hamulce Tektro Novela z dużymi tarczami o średnicy 180 milimetrów. Działają sprawnie i bez problemu zatrzymują rower nawet podczas szybszych zjazdów.

Koła liczą 36 szprychy, a to bardzo dobre rozwiązanie do cięższych rowerów, ze względu na jego trwałość. Producent wybrał opony CTS Traveller o średnicy 28 cali i szerokości 1.35 cala (35C). Posiadają one bieżnik przystosowany do miejsko-asfaltowych tras i rzeczywiście, w takich warunkach sprawdzają się one najlepiej. Do dłuższej jazdy po szutrze zalecałbym zmianę na coś o wyrazistym bieżniku. Szeroki rozstaw widelca umożliwia kombinowanie.

Amortyzator to sprężynowy Suntour Nex o zakresie skoku 63 mm. To prosty widelec, bez regulacji napięcia sprężyny, ale spełniający świetnie swoje zadanie. Można go zablokować, co przydaje się podczas jazdy po asfalcie. Pozostając w kwestii komfortu, ten model Indiany ugości nas na siodełku Selle Royal Lookin o szerokości 140mm. Jedni wolą szersze, drudzy węższe siodła. Na pewno mogę powiedzieć, że jest wygodne i solidne.

Rower elektryczny Indiana E-Cross

Słusznie producent zdecydował się na wewnętrzne prowadzenie linek, zarówno tej do tylnego hamulca, tylnej przerzutki, jak i do akumulatora. Dzięki temu jest mniejsze ryzyko przerwania przewodów, poza tym rama wygląda lżej i bardziej nowocześnie. Za pionową rurką ramy w E-Crossie biegnie druga rurka, otwarta po obu stronach. Ponoć ma tylko ładnie wyglądać, chociaż ja znalazłem dla niej praktyczne zastosowanie. Na dole akumulatora, obok gniazda ładowania, znajduje się port USB. Można tam podłączyć długi kabel i przepuścić przez ramę, tak aby końcówka wychodziła pod siodełkiem. A stamtąd puścić go dalej do telefonu czy nawigacji. Decydując się na takie rozwiązanie, podpowiem tylko, że przydałby się kabel, który od strony dużej wtyczki USB ma kątową końcówkę.

Reasumując – Indianą E-Cross jeździło mi się bardzo przyjemnie. Rama nie dość, że świetnie wygląda, to jest praktyczna. Osprzętu nie brakuje, a akumulator zapewnia przyzwoity zasięg, który zawsze można zwiększyć przez użycie zapasowej baterii. Pozytywne jest to, że ceny silników i akumulatorów spadają, a co za tym idzie – rowery ze wspomaganiem elektrycznym także tanieją. To fajne rowery na dojazdy do pracy czy dla osób starszych, które nie mają już takiej dobrej kondycji. A 4300 złotych za E-Crossa to cena, która już nie przeraża.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

0/3Porównanie produktów

Zobacz